Co czytać na urlopie? Blogerzy polecają
Co czytać w wakacje?
Kiedy ktoś prosi mnie, bym polecił mu książkę, zazwyczaj bez wahania rekomenduję „Kubusia Puchatka”. Jest dobra zawsze i wszędzie. - mówi Kamil Świątkowski, współautor bloga Przykominku.com. Ale co jeszcze?
Na nadchodzące miesiące polecam książkę nietypową. To wydany niedawno przez Arkady „Polsko-angielski przewodnik po zabytkach i przyrodzie”. Na beletrystykę zawsze znajdziecie chwilę, a przewodnik przyda się w wakacje! Może dzięki niemu zaplanujecie ciekawą wyprawę.
Polska została w nim podzielona na sześć głównych obszarów. W każdym opisano najciekawsze – ale nie zawsze najbardziej znane – miejsca, które warto odwiedzić. Książka jest dwujęzyczna, co niewątpliwie jest atutem, jeśli macie wśród swoich znajomych osoby anglojęzyczne. Dlaczego ten przewodnik jest nietypowy i świetnie się czyta? Ponieważ przykuwa uwagę pięknymi zdjęciami i szatą graficzną. Ta wzbudza zainteresowanie również najmłodszych. Książka jest cenną pozycją rodzinną, zachęca do wspólnego spędzania czasu.
Przewodnik jest tak ułożony, że swoje wędrówki można rozpocząć od najbliższych atrakcji. Nie ma więc ryzyka, że będziecie oglądać coś, na co nie możecie sobie pozwolić. Jeśli nawet na dalekie wyjazdy zabraknie czasu albo środków, możecie odkrywać z przewodnikiem nieznane miejsca blisko Was. A dłuższe i dalsze wyprawy zaplanujecie z wyprzedzeniem, już za rok kolejne wakacje! Wprawdzie nie znajdziemy tu bibliografii, ale przejrzyście spisany indeks pozwoli odpowiednio uzupełnić wiedzę, zanim wycieczka dojdzie do skutku.
I pamiętajcie, książki są dobre na każdą porę! A właściwy tytuł zawsze się znajdzie.
Urlop - czas czytania
Dla mnie wakacje to z jednej strony czas na lekką lekturę, a z drugiej możliwość nadrobienia zaległości, szczególnie w „grubaskach” - mówi Agnieszka Tatera, autorka bloga Książkowo.wordpress.com.
Pierwszą kategorię reprezentuje Marta Kisiel i jej powieść „Nomen Omen”.
Jest sobie rudowłosa, dobrze zbudowana młódka – Salka. Ma rozbuchaną seksualnie, ostro trzepniętą matkę, dziwnego ojca oraz kompletnie nieogarniętego, bezczelnego bracholka – Niedasia. Salka ma rodziny tak serdecznie dosyć, że ucieka od niej do Wrocławia. Pytanie tylko, czy nie trafiła z deszczu pod rynnę? Stara, rozpadająca się willa i jej właścicielka – generał w spódnicy. Do tego zwariowana gadająca papuga wyżerająca wafelki. A czy to wszystkie niespodzianki, na które Salka natknie się w tym domiszczu?
Chętnie bym Wam napisała więcej, co Salomea Klementyna przeżywała w wielkim mieście, jednak boję się zdradzić zbyt wiele z treści fabuły. Napiszę więc tylko, że dziewczyna będzie musiała wykazać się cierpliwością (wręcz anielską), odwagą, otwartym umysłem. Do tego żyłka detektywistyczna, ciekawość, logika i kilka innych przydatnych cech i umiejętności. A na jej drodze stanie sporo interesujących hm… osobników. Przybycie do Wrocławia Niedasia zapoczątkuje całą lawinę wydarzeń. Bo kto to widział, być tak podobnym do pradziadka?! To nawet nie wypada…
Pisarka swą drugą książką utwierdziła mnie w przekonaniu, że jest autorką świetnej literatury rozrywkowej. Fajne fabuły, urokliwi bohaterowie, mnóstwo zabawy słowem, sporo lekkiego humoru. Polecam!
W drugiej kategorii polecam cykl „Odrodzone królestwo” Elżbiety Cherezińskiej.
Ktoś powiedział o nim, że G.R.R. Martin tak by pisał, gdyby potrafił. A na serio: tylko ta autorka potrafi opisać historię Polski – w tym cyklu czasy rozbicia dzielnicowego – w taki sposób, że czyta się z wypiekami na twarzy, bez odrywania, jakby w zanurzeniu w opisywanym świecie! Książka na dodatek zmienia postrzeganie Piastów z nudnych i papierowych postaci w arcyciekawych bohaterów.
Historia zapierająca dech w piersiach! Pasja, intrygi, namiętności, walka o władzę, zdrady, uwięzienia, pościgi, morderstwa, ambicje, przyjaźnie…
Czytając tę książkę można upewnić się, że polska historia jest tak samo barwna, pasjonująca i intrygująca, co historia Anglii, Francji czy innych mocarstw! A nasi władcy byli równie niesamowici. Tyle, że nie mieliśmy szczęścia do autorów, którzy potrafią pokazać ją w tak wspaniały sposób Szkoda, że nauczanie historii w szkołach dalekie jest od tak fascynującego sposobu! Z całego serca polecam obydwa tomy tego cyklu – „Koronę śniegu i krwi” oraz „Niewidzialną koronę”. To wyśmienita literatura!
Życzę Wam udanych wakacyjnych lektur!
Dobre, polskie książki
Ostatnio coraz częściej zaskakują mnie polscy autorzy - mówi Marcin Perfuński, piszący bloga Pankulturalny.blox.pl. Z przyjemnością obserwuję jak wyzwalają się z utartych schematów, do których chyba wszyscy za bardzo przywykliśmy. Już nie piszą tylko kryminałów, tylko romansów, tylko książek historycznych, ale odważnie mieszają gatunki i formy. Nie pozwalają czytelnikowi się znudzić i sprawiają mu mnóstwo frajdy podczas czytania. Dodatkowo, zostawiają w swoich książkach wyraźny ślad własnych doświadczeń, nadając im niepowtarzalny charakter. Dwoje takich autorów znajdziecie poniżej.
Magdalena Kozak, „Łzy diabła”, Insignis Media, Kraków 2015
Wystarczyło, że przeczytałem fragment życiorysu Magdaleny Kozak, żebym z miejsca się w niej zakochał: „skacze ze spadochronem (ok. 300 skoków), strzela (instruktor i sędzia strzelectwa sportowego), interesuje się systemami walki (Krav Maga, Combat 56)”. Dwukrotnie była na misji w Afganistanie, gdzie pełniła służbę, jako lekarz wojskowy. Po prostu kobieta z jajami! Dlaczego o tym wspominam? Bo książka „Łzy diabła” jest na wskroś przesiąknięta Afganistanem. Co prawda, w życiu tam nie byłem i prawdopodobnie nigdy nie będę, ale pani Magdalena tak opisuje tamtejsze realia, jakby z kart książki wysypywał się gorący piasek, a przy przewracaniu stron włosy targał tamtejszy wiatr… Ale zaraz – przecież ani razu nie pada tam słowo „Afganistan”.
Akcja rozgrywa się na planecie Dżahan, zamieszkałej przez rozwiniętą cywilizację, która ma swoje klany, prawa i wierzenia. Brakuje jej tylko zaawansowanej technologii. Tę dostarczają Ziemianie, oczekując w zamian regularnych dostaw czarsu – zboża, z którego produkowane są tytułowe Łzy Diabła, czyli narkotyk. Dokładne opisy tych wszystkich cywilizacyjnych zależności, relacji w królewskim klanie czy oddziale rebeliantów, a także barwne kreślenie krajobrazów nie pozostawiają wątpliwości, że oto mamy wymalowany obraz Afganistanu. Aha, bez obaw – choć autorka jest kobietą, książka aż kipi od akcji, testosteronu i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Dajcie się temu porwać!
Zbigniew Zbikowski, „Berlin Indigo”, Wydawnictwo Edipresse-Kolekcje Sp. z o.o., Warszawa 2015
Ej, też mieliście tak w dzieciństwie? Wyobrażaliście sobie, że jesteście bohaterami jakiegoś patologicznego reality show, w którym widzowie obserwują Was przez miliony ukrytych kamer, a wszyscy Wasi znajomi to podstawieni aktorzy? Coś jak w „Truman Show”. W podobnej sytuacji znalazł się Daniel Eden, lekarz sądowy. Jak gdyby nigdy nic jechał sobie autem do pracy, gdy nagle spotkał tajemniczą kobietę, która zaczęła go przekonywać, że… nie jest on prawdziwym lekarzem sądowym, ale bohaterem powieści o lekarzu sądowym, nieustannie wymyślanym przez twórcę. Nadążacie?
Postarajcie się, bo wciąż jesteśmy na początku pierwszego rozdziału, a wątków jest tu co niemiara. Żeby było ciekawiej, kobieta – przedstawiająca się jako Agata – ujawnia, że sama też jest bohaterką książki, ale zupełnie innej. „Wskoczyła” do fabuły Daniela, ponieważ podejrzewa, że jej własny twórca został zamordowany, a Daniel jako lekarz sądowy – co prawda wymyślony, ale jednak lekarz – może jej pomóc w odnalezieniu sprawcy. Błagam, nadążajcie – to naprawdę ma sens!
Daniel oczywiście uważa, że owa kobieta jest niespełna rozumu, ale cierpliwie jej wysłuchuje. Z czasem, z pewnym niepokojem, zaczyna odkrywać, że ekscentryczna wariatka może mieć rację. A gdy w Berlinie zostają znalezione zwłoki polskiego pisarza, przy którym policja odnajduje maszynopis nieukończonej powieści kryminalnej z Agatą w roli głównej, Daniel jest już pewien.
To wciąż początek książki „Berlin Indigo”, a tych rozdziałów jest 21. Choć fabuła kręci się wokół śledztwa w poszukiwaniu zabójcy pisarza, to w głębszej warstwie jest próbą odpowiedzi na pytanie, czy aby faktycznie my wszyscy nie jesteśmy przez kogoś (a może Kogoś) wymyśleni i czy nasze decyzje są w pełni niezależne. Tak oto fikcyjna historyjka o perypetiach wymyślonych postaci stała się okazją do przemycenia egzystencjalnych myśli dotyczących ludzkiej tożsamości.
Wciąż nadążacie? Na pewno?
Książki dobre cały rok
Szczerze mówiąc nie uważamy, że istnieją książki, które lepiej czytać latem niż zimą - mówią Sylwia Borowska-Szersun i Marta Borowska, siostry prowadzące bloga Książkimojejsiostry.blox.pl. Kiedyś, wyjeżdżając na wakacje, starałyśmy się pakować do torby lektury, które nieznacznie wpływały na wagę naszego bagażu. Chociaż same raczej nie czytamy e-booków, bo jeszcze nie kupiłyśmy czytników, to wiemy, że wiele osób myśli rozsądniej i na urlop zabiera ze sobą leciutkie urządzenie pełne opowieści.
Gdybyśmy jednak miały wskazać kilka książek na lato, to pewnie na pierwszy ogień poszłaby Flawia de Luce, czyli „Zatrute ciasteczko” Alana Bradleya. Od razu zakochałyśmy się w odważnej jedenastolatce, mistrzyni chemii, pakowania się w tarapaty i rozwiązywania zagadek kryminalnych. Co ciekawe, obserwujemy, że Flawia chwyta za serce raczej dorosłych, niż dzieci.
Jeżeli ktoś tęskni za byciem nastolatkiem i za atmosferą „Gilmore girls”, zdecydowanie powinien chwycić za „Fangirl” Rainbow Rowell. To dowcipna, ciepła historia o zaczynającej studia Cath, autorce bardzo poczytnych fanfików. „Fangirl” daje ogromną frajdę i budzi dużo przyjemnych wspomnień.
Na koniec, z czystym sumieniem polecamy „Mgły Avalonu” Marion Zimmer Bradley, czyli coś dla miłośników legend arturiańskich. Ostrzegamy, że tomiszcze to potężne, a do tego ogromnie wciągające. Dlatego książkę najlepiej czytać w samochodzie. Jako pasażer. Podczas podróży do Wielkiej Brytanii.